top of page

Ludy pośród wzgórz - podróż do Guangxi i Guizhou - Dzień 2

  • Zdjęcie autora: Anna Kryszczak
    Anna Kryszczak
  • 24 lis 2015
  • 4 minut(y) czytania

POWRÓT DO HONG KONGU

Kilka godzin spędzamy tej nocy na lotnisku w Dubaju. Nie ma dość czasu, by wyjść gdzieś i rozejrzeć się po okolicy, ale wystarczająco, żeby usiąść na chwilę spokojnie i zjeść "przekąskę o północy". Tym bardziej, że linie Emirates w przypadku przesiadki trwającej dłużej niż 4 godziny oferują swoim klientom bony, które można wymienić na pizzę, sałatkę, ciasto, czy co kto ma ochotę. Moją uwagę przyciąga napis na ścianie restauracji, w której jemy. Idealnie oddaje on to, co czułam będąc w Chinach po raz ostatni.


"Good bread is the most fundamentally satisfying of all foods, and good bread with fresh butter, the greatest of feasts" - James Beard



Chleb... jak bardzo mi go brakowało ostatnim razem... W południowych Chinach praktycznie go nie ma. Tam na śniadanie je się, zależnie od regionu, bułki na parze (tzw. baozi), makaron ryżowy (w zupie lub bez), ryż, czy różne inne cuda. Ale nie chleb. Chleba praktycznie nie mają. W droższych restauracjach można było co prawda dostać "śniadanie amerykańskie", ale podawano do niego jedynie pieczywo tostowe. Jak będzie tym razem?


O godzinie 2:30 czasu lokalnego siedzimy znów w samolocie. Czeka nas dość długa droga do Hong Kongu. Przed nami około 7-8 godzin lotu. Z Budapesztu lecieliśmy Airbusem A330, teraz natomiast będziemy podróżować największym na świecie samolotem pasażerskim - Airbusem A380. Powinno to wzbudzać pewne emocje, ale po kilku zarwanych nocach i zmianie strefy czasowej jestem tak zmęczona, że myślę jedynie o tym, kiedy będę mogła się choć chwilę przespać. Wydaje mi się, że ledwie zamykam oczy, a już budzą mnie na śniadanie. Nie mam ochoty jeść, ale wiem, że jak odmówię, opadnę z sił jeszcze bardziej. Już brak snu jest wystarczająco trudny dla mojego organizmu. Niechętnie, bo niechętnie, ale zjadam to, co mi przyniesiono.



Około 10:30 lądujemy w Hong Kongu. Tutaj jest już 14:30. Gdy zniżaliśmy lot, mogliśmy podziwiać dziesiątki mniejszych i większych wysepek rozsypanych wzdłuż wybrzeża. Ogromne wrażenie, jak zawsze, zrobiły też przepiękne góry. "Hong Kong to sen o Manhattanie wyłaniający się z Morza Południowochińskiego." A dla mnie jest to też lustrzane odbicie Tatr Zachodnich, które ktoś wrzucił do oceanu. Znów tu jesteśmy. Szybciej, niż się spodziewałam. Po niespełna półtorej roku od mojej poprzedniej wizyty w Chinach.




Początkowy plan był taki, że do najbliższej miejscowości idziemy na piechotę. To zaledwie 4 km, więc w niecałą godzinę powinniśmy tam dotrzeć. Problem w tym, że nikt, budujący autostradę łączącą lotnisko z resztą świata, nie wziął pod uwagę, że komukolwiek może przyjść do głowy poruszać się tą trasą pieszo. Przy braku nie tylko chodnika, ale jakiegoś choćby pobocza czy kawałka trawnika, którym można by bezpiecznie przejść, zarzucamy pierwotny pomysł i jedziemy tych parę kilometrów autobusem.



Przy okazji zostaje nam przypomniane, że w Hong Kongu obowiązuje ruch lewostronny i należy trzy razy zastanowić się, z której strony może nadjechać samochód, zanim wejdzie się na jezdnię. To pozostałość po czasach, gdy miasto było w rękach brytyjskich. W całych Chinach bowiem jeździ się już "normalnie" - prawą stroną drogi.



Hong Kong jest miastem niezwykłym, magicznym wręcz. Zawsze wzbudza ogromne emocje. To miejsce, które można kochać lub nienawidzić. Nie da się pozostać obojętnym wobec przytłaczającego wrażenia, jakie wywierają kilkudziesięciopiętrowe wieżowce, ciasno rozstawione wzdłuż wąskich ulic. Zapierające dech w piersiach górskie krajobrazy połączone z nowoczesną zabudową potrafią poruszyć do głębi.




Ostatnio, gdy tu byłam, zobaczyłam samo centrum miasta - półwysep Kowloon i Wyspę Hong Kong. Tym razem postanawiamy zatrzymać się na Lantau - największej z wysp wchodzących w administracyjne granice miasta. By dostać się w okolice szczytu Lantau, pod którym planujemy spędzić noc, wsiadamy do kolejki linowej. Jest to zarówno najbardziej efektowny, jak i najbardziej efektywny sposób podróży do naszego celu. Nie dość, że dojazd zajmuje nam dwa razy krócej, niż autobusem, to widoki są warte ceny, którą przyszło nam zapłacić (bo fakt, że jednak jest to dużo droższa opcja, niż zwyczajna komunikacja miejska). Wybieramy "zwyczajny" wagonik. Są też takie z kryształową, przezroczystą podłogą, ale kosztują więcej.



Gdy jesteśmy już wysoko w górze, odwracamy się i widzimy niknące za naszymi plecami lotnisko. Znajduje się ono na sztucznej wyspie usypanej specjalnie po to, by samoloty miały gdzie lądować. W sumie trudno się dziwić, że tak to rozwiązano, jeśli spojrzeć na topografię terenu w Hong Kongu. "Wokół góry, góry i góry" - jak mówi pewna znana piosenka. Nie wyobrażam sobie, by pełnowymiarowy samolot pasażerski był w stanie wymanewrować jakoś pomiędzy tymi urwistymi szczytami i zatrzymać się bezpiecznie na ziemi. Stąd sztuczna wyspa wcale nie była takim głupim pomysłem.



Pomału się ściemnia. Kolejka jedzie dość długo. Podziwiamy wspaniały zachód słońca, które niknie pomału za górami. Zmęczenie na chwilę ustępuje, ale czuję, że gdy tylko dotrzemy do schroniska, padnę i żadna siła nie zmusi mnie do tego, by wstać przed świtem.



W pewnym momencie naszym oczom ukazuje się potężny posąg. To największa na świecie odlana z brązu statua przedstawiająca Buddę. Poprzednio nie miałam okazji jej zobaczyć. Śpimy nieopodal, jutro będzie więc możliwość dokładnie przyjrzeć się temu wyjątkowemu obiektowi.



W schronisku jesteśmy już po zmroku. Kwaterujemy się szybko i już chcemy iść spać, gdy do naszego pokoju zagląda młody chłopak. To Kai Jie, Singapurczyk, który proponuje, żebyśmy jutro wybrali się z nim na wschód słońca na górę Lantau. Czemu nie? Daleko nie jest, a szczyt ten słynie z najwspanialszych wschodów w regionie. Umawiamy się na następny dzień i udajemy się wreszcie na zasłużony spoczynek.


 
 
 

Comments


Moje podróże
- czytaj od początku
Najnowsze
Słowa kluczowe

Zapraszam na wspólne wycieczki oraz na warsztaty i slajdowiska podróżnicze

tel.: +48 513 133 477
Email: anna.kryszczak@gmail.com

Oprowadzam po polsku i po angielsku
Znajdź mnie na Facebooku!

 

Wszelkie aktualności na temat tego, co robię, dostępne są na moim profilu

bottom of page